Bezczelna położna! Czyli czas po porodzie

Najgorsze były te położne! Często powtarzany, stereotypowy zwrot z różnych powodów nie powinien nikogo dziwić. Trudne chwile w relacji kobiety z położną mają często miejsce w pierwszych godzinach po porodzie dziecka.

Kobieta, która rodzi w szpitalu dziecko nie jest typowym pacjentem. Przyjście dziecka na świat jest długo wyczekiwane, towarzyszy mu pełna skala emocji, od bezgranicznego szczęścia po ataki irracjonalnej paniki. Ale fizjologiczny poród nie musi być źródłem lęku o życie jej i dziecka. Po jego zakończeniu kobieta chce odpocząć i jednocześnie być aktywną matką. Burza hormonalna może przybrać najróżniejsze oblicza. Naturalna dawka oksytocyny i endorfin może być zbyt mała lub nadejść z opóźnieniem, nie ma tutaj żadnej reguły.

 

Kobieta nie musi cechować się dużą tolerancją na instytucję szpitala. Dlatego ktoś musi być buforem jej mniej lub bardziej uświadamianego niezadowolenia z konieczności przebywania na oddziale położniczym. To położna jest osobą, która jest przy matce w tych nieprzewidzianych emocjonalnie momentach.

 

Jest albo i czasami jej nie ma. Bo jedna matka chce odpocząć i się wyspać, a druga chciałaby już otrzymywać wszelkie wskazówki lub po prostu wymaga, żeby ktoś na nią w tej chwili zwracał uwagę. Położne podczas dyżuru musza mieć wypracowane sprawdzone metody zadowalania wszystkich matek. Mogą tez nie mieć ochoty na spełnianie oczekiwań jakiejkolwiek z nich. Żadne specjalistyczne przygotowanie do zawodu i wewnętrzny regulamin oddziału nie określą precyzyjnie tych drażliwych kwestii.

 

Matki składają skargi, że położna nie wychodziła z dyżurki i nie interesowała się jej losem. Albo, że położna hałasowała i rozbudzała ją, kiedy ona chciała spokojnie pospać. Kto sprawiedliwe osądzi, czy to przypadki zaniedbania obowiązków przez położną, czy też skutki huśtawki nastrojów kobiety w połogu?

 

Emocje targają też świeżo upieczonymi ojcami, którzy częściej lub rzadziej chcą być i przy swojej ukochanej i przy dziecku. Znowu, to te wredne położne robią jakieś problemy i psują atmosferę cudownej chwili dbałością o ściśle określony, szpitalny regulamin.

 

Położna jest dla kobiety i dla jej noworodka. Jednak położna jest tylko człowiekiem, który czasami zachowuje się lepiej, a czasami gorzej. Musi znosić najróżniejsze reakcje poporodowe kobiety i wykazywać się nie tylko profesjonalnym przygotowaniem, ale i ciepłem, empatią, która najszybciej może poradzić sobie z trudną sytuacją na oddziale.

 

Czasami położnej się nie chce, czasami jest smutna, zła i opryskliwa. Bez względu na swoje samopoczucie musi przecież być na swoim dyżurze. Wtedy nastroje i zachowania kobiety potęgują lekceważące lub zdystansowane reakcje położnej.

 

Oczywiście, najłatwiej uniknąć takich sytuacji wówczas, kiedy kobieta zna położną, bo ta ją prowadziła przez ciążę, poród i jest przy niej w pierwszych chwilach połogu. Temu zresztą mają służyć refundowane przez NFZ wizyty położnej, które mogą odbywać się od 21 tygodnia ciąży co tydzień, a od 32 tygodnia ciąży dwa razy w tygodniu.

 

Druga opcja, to ciągła praca położnej nad własnymi umiejętnościami interpersonalnymi. Nie ma się co czarować, że zachowania kobiet się zmienią. Trzeba uważać na własne błędy w komunikacji, bo one tylko potęgują konflikt. Awantura odbiera spokój i czas zarówno kobiecie, jak i położnej.

 

Dlaczego po wielu latach pracy na oddziale położniczym możemy się nadal denerwować? Po prostu tak jest. Na dodatek, możemy mieć wspaniały humor, nieść miłość i radość, a jedna agresywna uwaga w nieodpowiednim momencie wytrąci nas z tego stanu i spowoduje reakcje łańcuchową. Zaskakujące, niespodziewane zdarzenia podnoszą poziom kortyzolu w organizmie. Kortyzol jest hormonem odpowiedzialnym za uczucie stresu.

 

Stres jest reakcją obronna naszego organizmu, niestety sprzyja zachowaniom, które nie powinny mieć miejsca. Położna jest narażona na stres i niestety, sprzyja temu nie tylko specyfika oddziału położniczego, ale również przepracowanie, brak poczucia bezpieczeństwa zawodowego i wiele innych czynników.

 

Położna nie może jednak pozwolić sobie na reakcje wywołane stresującymi sytuacjami. Na dodatek, jest sama sobie pozostawiona z problemem. Co więc zrobić z wysokim poziomem stresu, który potęguje niepotrzebne sytuacje?

 

Może w czasie dyżuru zjadaj tabliczkę gorzkiej czekolady? Niektórzy naukowcy twierdzą, ze z chemicznego punktu widzenia nie ma różnicy między uczuciem miłości, a błogości po spożyciu tabliczki czekolady. Czekolada zawiera przeciwutleniacze pozytywnie wpływających na funkcjonowanie organizmu i posiada śladowe ilości substancji wykazujących działanie psychoaktywne.

 

Możesz też spróbować pracy z oddechem. Istnieją całe teorie i szkoły mówiące, że żyjemy tak, jak oddychamy. Jeśli więc w chwilach nieprzyjemnych zaczniemy głęboko oddychać, skupione na równomiernym cyklu tej czynności, to nie ulegniemy emocjom. Przypomnij wtedy sobie, że poprawny proces oddychania oparty jest na działaniu przepony, a nie płuc.

 

Jeśli oddychanie nie pomaga, to spróbuj medytacji. To działanie profilaktyczne, więc wymaga regularnego zaangażowania. Medytacja traktowana jest obecnie jako forma głębokiego relaksu ułatwiającego życie w dynamicznej codzienności.

 

Medytacja towarzyszy człowiekowi w każdej kulturze, na ogół pod postacią praktyk religijnych. W chrześcijaństwie piękne zastosowanie medytacji znajdziemy między innymi w mistyce karmelitańskiej, ale popularyzacja medytacji nastąpiła poprzez docierające do nas filozofie i religie Dalekiego Wschodu.

 

W internecie znajdziesz wiele informacji przydatnych do ewentualnego spotkania z medytacją. Sama możesz określić czas jej trwania i częstotliwość stosowania.

 

Tak naprawdę, to jednak przyznanie się przed samą sobą, że się traci nerwy jest już połową sukcesu. Nikt nie jest doskonały, każdy ma swoje słabe chwile.

 

 

2015-08-26