„Spokój duszy rodzi zawsze nową jakość życia” - Oto jedno z moich mott, które zdefiniowały mi się podczas podróży po Kanadzie i spotkaniu z kanadyjskimi Indianami. Wówczas odbyłam liczne rozmowy na temat radzenia sobie ze współczesnym stresem w innych kulturach.

Wyobraźcie sobie, ten znany nam doskonale stres jest już wszędzie. Chyba nie ma miejsca na ziemi, gdzie cywilizacja nie dotarłaby ze swoimi psychosomatycznymi objawami. Czyli, nie ma Arkadii dla umysłu.


Indianie mówili, że dla nich w przeobrażaniu stresu w poczucie spokoju dobrą techniką jest medytacja. Czyli powolne zastanowienie się, rozmyślanie o swojej istocie, o przodkach i o tym, co nas otacza. Lecz nie jest to gonitwa myśli, tylko świadome uspokajanie ich.


- To praca nad podświadomym cieniem - mówili. - Im bardziej go od siebie odsuniesz, tym większy jest rezultat tej pracy. Znaczy to, że im więcej nabierasz niepokojów i wątpliwości, tym szybciej potrafisz je opuścić. Wyzbyć się ich z głowy.


Indianie powiedzieli też ciekawą rzecz:


- Najwięcej złych myśl dopada cię, gdy jesteś gotowy na wyzwolenie i twój umysł jest już w dużym stopniu przećwiczony. Wtedy następuje próba: złe myśli, też pod postacią złych wydarzeń, dopadają cię ze wszystkich stron. W takiej sytuacji informacją dla ciebie jest to, jak szybko sobie z nimi poradzisz. Jak szybko po prostu znikną z twojej głowy.


Napisałam parę artykułów o „Diecie Myśli”, jako psychologicznej motywacji uwalniania się od toksyn umysłu. Czy zatem jest ta dieta myśli? I czy własne myśli można głodzić? Wszystko brzmi absurdalnie, lecz zastosowanie paru skromnych zasad pozwoli na stopniowe uwalnianie umysłu spod władzy myślowego obżarstwa.


Dieta Myśli to uspokojenie myśli, uczuć, i zatrzymanie ich na chwil oraz doznaniu. To próba nie wchłaniania w siebie ogromnej ilości myśli, odczuć, doznań. To segregacja i czyszczenie informacji. Na przykład najprostsza metoda na początek, to zdanie nakazujące: dziś myślę o tym a jutro pomyślę o tamtym.


Nie wszystko na raz - oto złoty środek. Nie wszystko na raz, bo pochłaniamy myśli, niczym za dużą ilość pokarmów i stajemy się przepełnieni. Tylko nie w żołądku, jak jest to w sytuacji obżarstwa, ale w głowie i ciele. Czujemy to. Czujemy ciężkość, niemoc, beznadzieję, które są duchową niestrawnością. I na dodatek nie wiemy, jak się tych wszystkich odczuć pozbyć. Pojawia się wtedy stres.


Praca z myślami dzieje się w paru fazach: jest to praca z oddechem, praca ze swoim ciałem, praca z ciszą, praca z marzeniami i praca z lękiem, który najpierw trzeba oswoić.


Okazuje się bowiem, że z własnymi marzeniami też trzeba się zapoznać i z nimi popracować, aby mogły zacząć w nas żyć. Podobnie jest z własnym lękiem, z którym też trzeba się zapoznać i z nim popracować, aby mógł w nas umrzeć.

 

2016-04-05