Masowość kultury jest trendy

Według badań socjologicznych w naszym kraju im bardziej coś jest masowe, czyli dla wszystkich dostępne, tym bardziej pożądane. Jednym słowem mówiąc: chcemy tego, co chcą inni. Ale czy to dobre zjawisko? Czy świadczy o dobrym rozwoju naszej kulturowości i inteligencji? Na pierwszy rzut oka można rzec: oczywiście!

- Jeśli ja coś lubię i inni też i to dzieje się na dużą skale, to znaczy, że wszyscy jesteśmy na topie - mówiła mi jedna z moich rozmówczyń.


Tymczasem okazuje się, że według badaczy kultury wszelka „masowość” stanowi czynnik wskazujący na mały rozwój owych dziedzin a wręcz zacofanie. Nie świadczy zatem o pozytywnym aspekcie zjawiska, tylko wręcz przeciwnie. O tym, że wiele nam brakuje do pełnego rozkwitu naszych tzw. wartości dodanych.


Na czym to polega?  Otóż według badań - społeczeństwa, w których panuje brak edukacji a kultura oscyluje tylko i wyłącznie wokół wartości materialnych, tj. pieniędzy, ilości, statystyk „in plus”, podliczeń, rozliczeń i obliczeń: co, ile, za ile (ile biletów, ile osób było, ile będzie, ile deklaruje się, że będzie itd.), są na najniższym poziomie rozwoju intelektualnego. Zadowala je bowiem to, co powszechne, podawane reklamowo, serwowane pod nos, czy sprzedawane.


Nie dokonuje się proces poszukiwań. Czym zatem jest ów proces? To próba definiowania po swojemu otaczającego świata i dokonywanie weryfikacji w oparciu o własną wiedzę i doświadczenie. Własna wiedza i doświadczenie pozwala na ocenę zdarzeń, dostosowanie ich do swoich wymagań i poziomu intelektu. Lecz gdy nie ma wiedzy a doświadczenie oscyluje tylko w kategorii „podawania informacji”, to wymagania też są skarłowaciałe.


Na tym właśnie polega masowość: na okrojonym wglądzie w rzeczywistość, serwowaną na podstawie reklam, wpływów do reklamowych budżetów, trendów.


Są opinie, że kultura masowa nie jest już kulturą w sensie pojęcia nauki o wartościach. Lecz określenie „kultura masowa” jest u nas obowiązującym nazewnictwem i uważam, że całkiem słusznym. Bo przecież- według definicji - kultura dzieli się na masową i wysoką. Tylko problem w naszym kraju leży w czymś zupełnie innym: kultura masowa uważana jest za wysoką. A to ogromne uproszczenie i błąd pojęcia.


To, że masowość kultury uważana jest za plus nie oznacza jej powszechności, tylko spłycenie. Bo aby kultura dotarła do szerszej publiczności, musi posłużyć się kodami masowymi, czyli uproszczonymi. Wtedy jest „wchłonięta” przez ogół. Przez ogół przyjęta. Tymczasem kultura wysoka masowa być nie może. Musi pełnić funkcję niszową, docierać do pewnej grupy osób niezależnych w swoim odbiorze. Nie musi zatem schlebiać gustom powszechnym, tylko może istnieć sama w sobie.


A takie istnienie kultury „samo w sobie”, bez propagandy i uproszczeń „pod publikę” jest właśnie ową kulturą. Trochę to skomplikowane, ale warto wiedzieć, czym kultura być powinna. Szczególnie w naszych nowobogackich niestety jeszcze realiach. 

 

2016-05-31