Noworodek. Wyzwanie dla położnej

Opieka nad noworodkiem już od pierwszych chwil życia należy do największych wyzwań zawodowych położnych. Nigdy nie sądziłam, że będąc już wieloletnim pracownikiem, po wielu doświadczeniach, rozpocznę nowy i bardzo wymagający rozdział kariery zawodowej. Moja praca na oddziale neonatologicznym polegała na opiece nad noworodkiem przy porodzie fizjologicznym, a także w trakcie zabiegu cięcia cesarskiego.

Chociaż obecnie standard opieki okołoporodowej zaleca opiekę nad położnicą i noworodkiem jednej położnej, to nadal, szczególnie w mniejszych szpitalach z pierwszym stopniem referencyjności, do porodu „chodzą” położne noworodkowe.

 

Nie wynika to z oporu przed nowościami, ale jest spowodowane posiadaniem wieloletniego doświadczenia położnych i pielęgniarek  z noworodków, gdzie położne prowadzące poród świadomie unikają przejęcia opieki nad noworodkiem. Nie można się dziwić neonatologom, że wolą doświadczony personel.

 

Chociaż był okres przystosowawczy, to szczerze trzeba przyznać, mało kto dostosował się do tego. Nie nauczy się kogoś, przymuszając do nowych wyzwań. Dochodzi do tego jeszcze „dojrzały” wiek większości położnych, które nie są czasami w stanie podjąć nowych obowiązków ze względu na okrojoną obsadę i nadmiar biurokracji.

 

W pracy na oddziale noworodkowym nauczyłam się, że zawsze może zdarzyć się coś nieprzewidywalnego i dobre przygotowanie to podstawa. Dlatego też od początku miałam świadomość konieczności odbycia kursu reanimacji noworodków. Wybrałam zajęcia organizowane przez izby pielęgniarskie, które gwarantowały wysoki poziom szkolenia.

 

Dodatkowo ćwiczyłam masaż serca na poduszce, bowiem najważniejsze jest złapanie rytmu 100 ucisków na minutę, co wcale nie jest takie proste i oczywiste. Umiejętność podjęcia czynności resuscytacyjnych to fundamenty prawidłowej opieki nad noworodkiem.

 

Początkowo, choć wydaje się to śmieszne, ćwiczyłam kolejność ruchów w domu na lalce córki. Którą ręką trzymać maskę aparatu Ambu i jednocześnie odgiąć bródkę, jak nie zapomnieć  o kontroli czasu, jak wyćwiczyć kolejność postępowania zgodnie z algorytmem w stanach nagłych. Dzięki temu wszystkie czynności były celowe i sprawnie wykonywane.

 

Zaowocowało to samodzielnością i skutecznością. Jako „nowej” na oddziale wśród starych wyg nie było mi lekko, podpatrywałam koleżanki, ale najwięcej nauczyłam się od ordynatorki. To ona pokazywała mi jak rozpoznać wodniak jąder, złamany obojczyk, czy rozstęp mięśni prostych, jak stymulować receptory skórne i dlaczego trzeba chronić maluszka przed wychłodzeniem.

 

Rzadko która położna wybiera pracę na oddziale neonatologicznym, a szkoda. Chociaż prawdą jest, że trzeba mieć predyspozycje do tej pracy oraz cierpliwość. A także traktować maluszka jak „człowieka”, rozmawiać, dbać i szanować jego prawo do złego humoru.

 

Jak słyszę rozdzierający płacz dziecka na sali, to pierwsze co próbuję wyciszyć malucha. Sprawdzam pampersa, potem dokładnie wyrównuję wszystkie fałdeczki w ubrankach i zawijam w pieluszkę, a potem przytulanie i „rozmowa”, co jest powodem takiego smuteczku. Zawsze działa, potem można już pomóc matce przystawić dziecko do piersi i „pocieszyć”.


Uczę matki, że powinny traktować dziecko, jak osobę która nie widzi wyraźnie, nie ma siły na zmianę pozycji, a do tego boi się nieznanych zapachów i dźwięków. Malucha trzeba „zapewnić”, że może na nas polegać, że dbamy o niego.

 

Nie dorabiam filozofii do opieki nad noworodkiem. Ja wiem - szkoda, że po pewnym czasie - że takie postępowanie procentuje spokojnym i bezproblemowym dyżurem dla dzieci, a więc i dla mnie.

 

 

 

2015-08-23