Waga słowa. Czyli położna do pacjentki

Położna musi zawsze ważyć swoje słowa, jakimi zwraca się do pacjentki. Bo niedużo trzeba, żeby powstała sytuacja konfliktowa. Słowa i ton głosu. Tak niewiele, a mogą narobić strasznego zamieszania.

Kiedy kobieta urodzi dziecko, przeżywa największe zawirowanie emocjonalne, jakie można sobie wyobrazić. Radość miesza się z rozżaleniem i drażliwością. Matka jest zmęczona i zbólowana przebytym porodem, opieka nad dzieckiem często w pierwszych chwilach przerasta ją emocjonalnie i fizycznie, a cały pobyt na szpitalnym oddziale to ciągły stres i czasami wielka trauma. Wyobcowanie i zagubienie wśród procedur szpitalnych. Na takim terenie musi się poruszać położna opiekująca się matką i dzieckiem.


Pośpiech, rutyna i pewność siebie mogą być bardzo źle odebrane w kontakcie położnej z matką. To, co dla nas, położnych, jest proste i znane, dla matki to nowość i wyzwanie. Weźmy, chociaż taką kąpiel noworodka. Położna robi to szybko i sprawnie pod strumieniem wody z kranu, a jak to widzi matka? Ona widzi, jak jej słodkie maleństwo wisi na ręku obcej kobiety! Ma prawo się bać, bo nie wie, że robimy to bezpiecznie. Nie można tego strachu bagatelizować i źle odbierać. Trzeba wyciszyć emocje i stworzyć miłą atmosferę. Przekonać, że nie lekceważymy ani matki, ani dziecka.


Druga sytuacja, w której bardzo często zdarzają się nieporozumienia i konflikty na oddziale położniczym, to karmienie dziecka piersią. Jako położne znamy wiele metod pomocnych przy problemach laktacyjnych, ale zapominamy o jednej, istotnej sprawie. My to wielokrotnie przećwiczyłyśmy i jesteśmy pewne każdego ruchu.

 

Co innego matka, która boi się i czasami nie ma pojęcia, o co nam chodzi. Stąd jej nieporadność i nieskuteczność. My się spieszymy, kobieta coraz bardziej się denerwuje i wystarcza iskra słowna typu: to przecież łatwe albo niech pani patrzy, tak trzeba i mamy burzę z piorunami. Myślicie, że nie znam tego z własnego doświadczenia? Znam, bo jestem tylko człowiekiem…


Albo, gdy mama płacze. Zostawić i odejść? Czy drążyć pytaniami? Bo płacz może być prozaicznym baby bluesem, a może też być sygnałem poważnych kłopotów. Czy być upartym, czy też uszanować prywatność pacjentki? Tu nie ma mądrych, trzeba dużo delikatności i wyczucia.

 

Ja wycofuję się po drugim pytaniu, ale zostawiam furteczkę pacjentce i często zaglądam do sali. Jeśli nadal widzę zapłakaną twarz, to już nie odpuszczam i dążę do wyjaśnienia. Nawet, jeśli nie będę mogła pomóc fizycznie to samo wysłuchanie i pocieszenie jest warte zachodu.


Gdy jest fala narodzin dzieci, to na oddziałach jest przepełnienie, dużo zadań i czasami problemów. Wtedy najczęściej dochodzi do incydentów. Bo nie możemy wszystkiego dopilnować i łatwo się irytujemy. Staram się wtedy nie dyskutować z pacjentką. Robię swoje i nie naprawiam świata.

 

W zawodzie położnej przepracowałam 25 lat na oddziałach szpitalnych i wiem, że czasami jedno słowo ma inne znaczenie dla nas, personelu, a inne dla pacjentek. Proszę poczekać - to dla personelu oznacza konieczność uporządkowania priorytetowości zadań, a dla matek to poczucie spławienia.


W pracy kieruję się złotą zasadą: traktuję pacjentki tak jakbym sama chciała być traktowana. A uśmiech zawsze pomaga.

 

2015-10-06